ZERO WASTE, święta zero waste

143. ŚWIĘTA ZERO WASTE – TRADYCJE

ilustracja: Bloutouf (www.bloutouf.fr)
  • Oddzielmy prawdziwe tradycje, od tych wykreowanych przez działy marketingu. Te prawdziwe zawsze pełne są ukrytych i ważnych znaczeń i z pewnością nie polegają na kupowaniu czegokolwiek. Nie chodzi w nich o rzeczy, ale o wartości, które można przekazywać i wzmacniać.
  • Tradycje i rytuały mogą i powinny być bardzo proste, jak tata robiący świąteczne śniadanie, pieczenie pierniczków z mamą czy ubieranie choinki z rodzeństwem. Pamiętajmy, że tradycje i rytuały mogą się zmieniać i dostosowywać do zmian w życiu. Możemy też tworzyć nowe. Ja robię to w duchu rewolucji zero waste – zmiany dzieją się powoli, ale jak już się zagnieżdżą, to porządnie.

Wyślijmy je mailem lub zadzwońmy, zamiast wysyłać kartki. Życzenia wysłane mailem są tak samo pełne miłości, możemy nawet dołączyć zdjęcie lub świąteczny filmik. Jeżeli koniecznie musimy je kupić (może jednak nie?), wybierzmy kartki i koperty z recyklingu. Zanim wyrzucisz kopertę, użyj ponownie, np. zrób notes na podkładce z klipsem.

W pierwszej kolejności używajmy tego, co już mamy (plastikowe ozdoby, syntetyczna choinka), ale gdy tylko rzeczy zaczną wymagać wymiany, przejdźmy na opcje wolne od plastiku. Nie dokupujmy w tym roku nowych światełek, bombek, łańcuchów. Jeżeli mamy za dużo ozdób – sprzedajmy je. Jeżeli koniecznie musimy kupić – kupmy używane. Zróbmy za to jadalne dekoracje: pierniczki, stajenkę z piernika, pomarańcze nadziane goździkami, girlandy z popcornu, orzechy, suszone owoce, gałązki, ozdoby zewnętrzne z zamrożonych roślin.

Pewnie trudno będzie całkiem zrezygnować z choinki, zwłaszcza, gdy w domu są dzieci. Ale może tym razem uda się nam coś zmienić na lepsze?

Kupmy ukorzenioną w doniczce, tak żeby można ją było wiosną przesadzić do ziemi. Albo ozdóbmy świątecznie drzewko w ogrodzie. Albo wybierzmy najbrzydszą choinkę, taką która inaczej się zmarnuje, bo nikt jej nie będzie chciał kupić. Albo mniejszą niż zwykle. Koniecznie dowiedzmy się, co zrobić ze zużytą choinką po świętach (może jest gdzieś zbiórka). A może to już czas na wersję prawdziwie bezodpadową: ułożoną ze światełek bezpośrednio na ścianie, narysowaną na oknie, udrapowaną z materiału, zrobioną z deseczek, skrzynek, z książek. Może ozdobimy roślinę doniczkową, którą już mamy w domu?

PS Tu znajdziecie świetny PORADNIK ŚWIĄTECZNY Polskiego Stowarzyszenia Zero Waste:

cdn.

DIY, SPRZĄTANIE, ZERO WASTE

141. PŁYN CZYSZCZĄCY

Oryginalnie jest to przepis na ultramagiczny płyn do mycia okien, ale a) wymaga porządnego polerowania zgniecioną gazetą, a ja jestem leniwa;  b) nie mam gazet, bo papierowe wydania i prenumeraty zamieniłam na elektroniczne. Środka tego używam z wielkim zapałem do czyszczenia czegoś innego, mianowicie metalowych powierzchni. Zlewy, krany i baterie, garnki i psie miski błyszczą się jak … jak głupie – i to nawet po byle jakim maźnięciu po nich szmatką. W obydwu przypadkach występuje ultramagiczność, więc chętnie się podzielę przepisem, i niech każda/każdy sam zdecyduje, jako co go będzie używać.

SKŁADNIKI:

sok z połowy cytryny

1 płaska łyżka skrobi kukurydzianej (to ona daje ten magiczny efekt)

120 ml wody

120 ml octu

JAK ZROBIĆ:

Sok przecedzić i wymieszać ze skrobią, dolać wodę i ocet. Zamieszać i przelać do butelki ze sprayem. Przed użyciem dobrze wstrząsnąć, bo skrobia opada na dno. Spryskać np. kran, przetrzeć szmatką, podziwiać.

Butelki i nakrętki ze spryskiwaczami mają zazwyczaj ten sam gwint, więc można sobie samodzielnie skomponować ładny pojemnik z dwóch różnych. Estetyka to ważny aspekt zero waste – ma wielki wpływ na samopoczucie 😊 Jeśli więc zobaczysz u sąsiadki ładną i poręczną, a jej zbędną butelkę, to nie wahaj się wyłudzić – w imię piękna właśnie.

ZERO WASTE

140. PEELING ZERO WASTE

Niniejszym żegnam się ze wszystkimi peelingami, zresztą ich stosowanie i tak nigdy nie sprawiało mi przyjemności. Głównie dlatego, że trzeba było po nich myć upapraną wannę, a ja oszczędzam wodę i jestem leniwa. Poza tym lubię kosmetyki bezzapachowe, a większość peelingów zostawia po sobie pachnącą i natłuszczającą warstwę. Należę do tych ludzi, którzy tego nie lubią.

Znalazłam ideał: kamień do peelingu, który nie dość, że jest wykonany wyłącznie z naturalnej gliny (a ja preferuję kosmetyki jednoskładnikowe), to jeszcze się nie zużywa (a ja lubię porządne rzeczy, które kupuje się raz).

Jest bardzo skuteczny, po pierwszym razie oniemiałam z wrażenia. Łatwy i miły w użyciu: trzeba go tylko zmoczyć i delikatnie wmasować w namydloną skórę. Kształtem świetnie dopasowuje się ciała, nawet do trudnych miejsc na twarzy.

Występuje w dwóch rozmiarach: mniejszy, delikatniejszy do twarzy za 19 zł, większy do całego ciała za 25 zł (ceny w Drogerii Ekologicznej Betterland). Do wyboru są trzy kolory: biały, szary i niebieski. Pięknie wyglądają w łazience, to prostota w najlepszym wydaniu.

Najlepsze jest to, że można go też używać do wielu innych zadań (a ja uwielbiam rzeczy wieloczynnościowe). Wbrew pozorom Pierre de Plaisir to polska firma. Opakowanie minimalistyczne, kartonowe, zero waste, można wrzucić do kompostu.

PS Dostałam go w prezencie imieninowym razem z taką fajną książką: