ZERO WASTE

140. PEELING ZERO WASTE

Niniejszym żegnam się ze wszystkimi peelingami, zresztą ich stosowanie i tak nigdy nie sprawiało mi przyjemności. Głównie dlatego, że trzeba było po nich myć upapraną wannę, a ja oszczędzam wodę i jestem leniwa. Poza tym lubię kosmetyki bezzapachowe, a większość peelingów zostawia po sobie pachnącą i natłuszczającą warstwę. Należę do tych ludzi, którzy tego nie lubią.

Znalazłam ideał: kamień do peelingu, który nie dość, że jest wykonany wyłącznie z naturalnej gliny (a ja preferuję kosmetyki jednoskładnikowe), to jeszcze się nie zużywa (a ja lubię porządne rzeczy, które kupuje się raz).

Jest bardzo skuteczny, po pierwszym razie oniemiałam z wrażenia. Łatwy i miły w użyciu: trzeba go tylko zmoczyć i delikatnie wmasować w namydloną skórę. Kształtem świetnie dopasowuje się ciała, nawet do trudnych miejsc na twarzy.

Występuje w dwóch rozmiarach: mniejszy, delikatniejszy do twarzy za 19 zł, większy do całego ciała za 25 zł (ceny w Drogerii Ekologicznej Betterland). Do wyboru są trzy kolory: biały, szary i niebieski. Pięknie wyglądają w łazience, to prostota w najlepszym wydaniu.

Najlepsze jest to, że można go też używać do wielu innych zadań (a ja uwielbiam rzeczy wieloczynnościowe). Wbrew pozorom Pierre de Plaisir to polska firma. Opakowanie minimalistyczne, kartonowe, zero waste, można wrzucić do kompostu.

PS Dostałam go w prezencie imieninowym razem z taką fajną książką: