DIY, HIGIENA, MINIMALIZM

86. SKARBONKA NA RESZTKI MYDŁA

30221467_261349174405975_6109625059125493760_o

Żadna rzecz nie ma na koncie tylu zasług w dziedzinie prewencji powstawania odpadów w moim domu (aka zero waste), co dobre mydło. Zrobione ręcznie, wg starej receptury, z paru prostych i świeżych składników, zastąpiło mi kilkanaście innych produktów. Ludzi, którzy sami robią mydło, podziwiam na równi z tymi, którzy sami pieką chleb. Wespnę się na wyżyny patetyzmu i powiem, że tak, jak szanuję w kuchni dobry chleb, tak szanuję w łazience dobre mydło!

Te okruszki mydła, tak małe lub cienkie, że nie można ich już utrzymać w dłoni, mają wiele zastosowań. Można je rozpuścić i użyć do małego prania. Można włożyć do szuflad, dla ładnego zapachu i odstraszenia moli. Można wrzucić do wrzątku w którym sterylizuje się kubeczek menstruacyjny. Można – ku uciesze dzieci – zrobić tzw. herezję w glucie. A można wydziergać dla nich stylowy woreczek z szorstkiego sznurka i używać jako praktycznej myjki.

Moja myjka mógłaby być bardziej stylowa, gdyby była mniej krzywa oraz kulturalnie zszyta szydełkiem i sznurkiem – niestety tych rzeczy nie umiem jeszcze zrobić. Oczywiście próbowałam, ale ostatecznie użyłam zwykłej nitki oraz jedynego ściegu, jaki znam, a którego nauczył mnie dawno temu dziadek. Nie wiem, jak się ten ścieg nazywa (może ułański?), ale jest bardzo mocny (niejednego pluszaka nim mojemu dziecku uszyłam).

A teraz serio… Kiedy w czasie prezentacji lub warsztatów o zero waste trafiam na kogoś nieufnego wobec mojego stylu życia, daję mu do ręki kostkę mydła aleppo lub bronnersa. Mało kogo pozostawia obojętnym wyliczenie, ilu – często szkodliwych i nadmiernie opakowanych – rzeczy nie musi wcale kupować, bo może je zastąpić dobrym mydłem. A ta lista wciąż się rozszerza!

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

DIY, URODA

85. NIEUDANY TUSZ DO RZĘS NR 2

29662709_258253324715560_3876105207639322741_o

,,Znowu w życiu mi nie wyszłooo” 

Drugi tusz zrobiłam w oparciu o przepis z książki ‚Zero Waste Home’ Bei Johnson. Początek był obiecujący, wszystko tak, jak lubię:

– 4 składniki z kuchennej szafki/apteczki (wosk, olej koko, miód i węgiel aktywowany)

– 3 minuty pracy

W efekcie otrzymałam apetyczny, czarniutki i profesjonalnie wyglądający produkt, którym się natychmiast wysmarowałam i poszłam na premierę nowej książki o zero waste… Niestety i ten tusz na rzęsach długo się nie utrzymał – zjechał pod oczy. Załamałabym się i zarzuciła eksperymenty, gdyby nie pewien postęp w porównaniu do poporzedniej próby: przynajmniej rzęsy nie zwisały tak smętnie w dół.

Co ciekawe, dostałam w prezecie maleńką próbkę tuszu robionego przez kogoś profesjonalnie – i też mi zjechał z rzęs! Wniosek: to nie jest wcale takie proste… Na pewno kiedyś wróci mi zapał do kolejnych eksperymentów z tuszem – coś czuję, że wtedy zrobię z węglem z migdała. Tymczasem wracam do tuszu zmywanego ciepłą wodą – zawsze to kilka produktów do demakijażu mniej – bo ZAWSZE DA SIĘ COŚ ZROBIĆ  

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

PS Celia ma tusz w metalowej tubce, ale bez szczoteczki. Można wcisnąć do starego pojemniczka po tuszu, można też za każdym razem nakładać na starą szczoteczkę. Do kupienia w najmniejszych drogeryjkach (w dużych raczej nie ma). Jakość – no, może być, a cena – 3,50 zł 😀

URODA

84. SALONY FRYZJERSKIE

29187233_253265521881007_6818227807504564224_n

,,Czy my przypadkiem nie potrzebujemy mapy, na której będzie można oznaczać salony fryzjerskie przyjazne zerowasterom?” – przyszło mi do głowy wczoraj u fryzjera.

Zanim doczekamy się sieci salonów prowadzonych w duchu ZW, w których fryzjerzy będą nas pytać, czy włosy umyć metodą ‘no shampoo’, czy mąką żytnią; w których obcięte włosy będą kompostowane; w których będzie można kupić produkty do własnego pojemniczka; w których nie będzie plastikowych jednorazówek, ogólnopolska akcja #zwłasnymszamponem … Eech, rozmarzyłam się… więc opo prostu opowiem, jak wyglądała wizyta u pani Karoliny, czyli Pani Brzytwy, która prezentuje poziom ‘master’:

Nie, nie myślcie, że nie używa się u niej plastiku i nie produkuje śmieci – to jest normalny salon fryzjerski. Tym, co go wyróżnia, jest wrażliwość i świadomość, że niektórzy klienci stosują alternatywne sposoby mycia włosów; uważają, że dobro środowiska jest ważniejsze od ich fryzury i nie chcą wlewać do kanalizacji kosmetyków, które rozpuszczają rybom łuski.

Spróbuję odtworzyć chronologię wizyty i aspekty ważne dla nietypowego klienta, którego włosy nigdy nie będą gładkie i puszyste jak z reklamy szamponu, wręcz przeciwnie, bo niektórych składników z zasady nie używa:

  1. AKCEPTACJA: Karolina powiedziała, że czytanie mojego bloga o zero waste zainspirowało ją do stosowania aleppo, po czym wymieniłyśmy się doświadczeniami i anegdotami związanymi z tym mydłem. W takiej atmosferze poczułam się w pełni zaakceptowana i nie miałam problemu z wyjawianiem różnych włosowych grzeszków i tajemnic.

2. WYWIAD: Pani Brzytwa bardzo dokładnie i bez pośpiechu przyjrzała się mojej głowie, wypytała o pielęgnację włosów i o problemy z nimi. Przeanalizowała skład mojego ukochanego szamponu w kostce. Powiedziała, co wg niej w pielęgnacji robię dobrze, a co mogłabym zmienić i dlaczego. Pochwaliła drewniany grzebień. Niczemu się nie dziwiła, za to wszystkim była żywo zainteresowana.

3. KONSULTACJA: pokazałam zdjęcia fryzur, powiedziałam co lubię, czego nie lubię, co chcę ukryć, a z czego jestem dumna. Czego za żadne skarby świata nie chcę, i że najchętniej niczego bym nie zmieniała, ale bym chciała ładniej, szczuplej etc. Fryzjerka wyciągnęła wnioski i powiedziała, co zamierza zrobić (a potem to zrobiła).

4. MYCIE I MASAŻ: można przyjść z własnym szamponem! Ani razu nie usłyszałam, że powinnam coś kupić!

5. STRZYŻENIE: perfekcjonizm, którego efektem jest naturalna, dopasowana do kształtu twarzy, wieku oraz poziomu mojego lenistwa fryzura.

6. FARBOWANIE – tego nie było, bo powiedziałam, że nie chcę, więc nie byłam namawiana. Za to wymieniłyśmy się informacjami: ja dowiedziałam się o wadach i zaletach henny (jedyną wadą jest to, że henna wymaga wierności), a Karolina dowiedziała się, czym farbuje włosy Bea Johnson 

7. SUSZENIE i UKŁADANIE: rozczesywanie moich włosów to nie jest łatwa sprawa, a suszenie ich tym bardziej, bo jest ich dużo i są gęste, zwłaszcza z tyłu, gdzie w dodatku się znienacka kręcą. Obyło się bez użycia ułatwiających rozczesywanie odżywek i najkoszmarniejszego z koszmarów – obsikiwania mnie lakierem. Wystarczyła szczotka, suszarka i zdolne ręce!

8. PYTANIA KOŃCOWE już w drzwiach: ,,A gdybym chciała umyć głowę samą wodą i masażem, to u pani można?” – Jasne, że można. ,,A jak ktoś przyjdzie z własnym słoiczkiem po szampon albo odżywkę, to mu pani z tej wielkiej butli trochę odsprzeda?” – Jasne, ze tak. 

Da się?- da się! Takich fryzjerów chcemy! Otwartych, nowoczesnych, kulturalnych, wiedzących, że niektóre składniki kosmetyków są po prostu toksyczne. Kto wie, może pewnego dnia nas zaskoczą i też spróbują być zero waste 

* Usłyszeć, że jest się dla kogoś inspiracją, to takie uczucie, jak nagle dostać podwyżkę.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.