URODA

84. SALONY FRYZJERSKIE

29187233_253265521881007_6818227807504564224_n

,,Czy my przypadkiem nie potrzebujemy mapy, na której będzie można oznaczać salony fryzjerskie przyjazne zerowasterom?” – przyszło mi do głowy wczoraj u fryzjera.

Zanim doczekamy się sieci salonów prowadzonych w duchu ZW, w których fryzjerzy będą nas pytać, czy włosy umyć metodą ‘no shampoo’, czy mąką żytnią; w których obcięte włosy będą kompostowane; w których będzie można kupić produkty do własnego pojemniczka; w których nie będzie plastikowych jednorazówek, ogólnopolska akcja #zwłasnymszamponem … Eech, rozmarzyłam się… więc opo prostu opowiem, jak wyglądała wizyta u pani Karoliny, czyli Pani Brzytwy, która prezentuje poziom ‘master’:

Nie, nie myślcie, że nie używa się u niej plastiku i nie produkuje śmieci – to jest normalny salon fryzjerski. Tym, co go wyróżnia, jest wrażliwość i świadomość, że niektórzy klienci stosują alternatywne sposoby mycia włosów; uważają, że dobro środowiska jest ważniejsze od ich fryzury i nie chcą wlewać do kanalizacji kosmetyków, które rozpuszczają rybom łuski.

Spróbuję odtworzyć chronologię wizyty i aspekty ważne dla nietypowego klienta, którego włosy nigdy nie będą gładkie i puszyste jak z reklamy szamponu, wręcz przeciwnie, bo niektórych składników z zasady nie używa:

  1. AKCEPTACJA: Karolina powiedziała, że czytanie mojego bloga o zero waste zainspirowało ją do stosowania aleppo, po czym wymieniłyśmy się doświadczeniami i anegdotami związanymi z tym mydłem. W takiej atmosferze poczułam się w pełni zaakceptowana i nie miałam problemu z wyjawianiem różnych włosowych grzeszków i tajemnic.

2. WYWIAD: Pani Brzytwa bardzo dokładnie i bez pośpiechu przyjrzała się mojej głowie, wypytała o pielęgnację włosów i o problemy z nimi. Przeanalizowała skład mojego ukochanego szamponu w kostce. Powiedziała, co wg niej w pielęgnacji robię dobrze, a co mogłabym zmienić i dlaczego. Pochwaliła drewniany grzebień. Niczemu się nie dziwiła, za to wszystkim była żywo zainteresowana.

3. KONSULTACJA: pokazałam zdjęcia fryzur, powiedziałam co lubię, czego nie lubię, co chcę ukryć, a z czego jestem dumna. Czego za żadne skarby świata nie chcę, i że najchętniej niczego bym nie zmieniała, ale bym chciała ładniej, szczuplej etc. Fryzjerka wyciągnęła wnioski i powiedziała, co zamierza zrobić (a potem to zrobiła).

4. MYCIE I MASAŻ: można przyjść z własnym szamponem! Ani razu nie usłyszałam, że powinnam coś kupić!

5. STRZYŻENIE: perfekcjonizm, którego efektem jest naturalna, dopasowana do kształtu twarzy, wieku oraz poziomu mojego lenistwa fryzura.

6. FARBOWANIE – tego nie było, bo powiedziałam, że nie chcę, więc nie byłam namawiana. Za to wymieniłyśmy się informacjami: ja dowiedziałam się o wadach i zaletach henny (jedyną wadą jest to, że henna wymaga wierności), a Karolina dowiedziała się, czym farbuje włosy Bea Johnson 

7. SUSZENIE i UKŁADANIE: rozczesywanie moich włosów to nie jest łatwa sprawa, a suszenie ich tym bardziej, bo jest ich dużo i są gęste, zwłaszcza z tyłu, gdzie w dodatku się znienacka kręcą. Obyło się bez użycia ułatwiających rozczesywanie odżywek i najkoszmarniejszego z koszmarów – obsikiwania mnie lakierem. Wystarczyła szczotka, suszarka i zdolne ręce!

8. PYTANIA KOŃCOWE już w drzwiach: ,,A gdybym chciała umyć głowę samą wodą i masażem, to u pani można?” – Jasne, że można. ,,A jak ktoś przyjdzie z własnym słoiczkiem po szampon albo odżywkę, to mu pani z tej wielkiej butli trochę odsprzeda?” – Jasne, ze tak. 

Da się?- da się! Takich fryzjerów chcemy! Otwartych, nowoczesnych, kulturalnych, wiedzących, że niektóre składniki kosmetyków są po prostu toksyczne. Kto wie, może pewnego dnia nas zaskoczą i też spróbują być zero waste 

* Usłyszeć, że jest się dla kogoś inspiracją, to takie uczucie, jak nagle dostać podwyżkę.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.