Niewyobrażalne stało się faktem – przestałam używać podkładu. Nawet ostatniego podkładu (100% Pure) używałam już tylko do maskowania cieni pod oczami i paru przebarwień. Teraz zamiast niego mam korektor (Zao), którego też przecież mogę w razie potrzeby użyć jako podkładu (np. do zdjęcia).
- Podkład 100% Pure – po prostu muszę wygłosić pean na jego cześć. Jest to najlepszy i najwydajniejszy (!) podkład, jakiego w życiu używałam i za działanie daję mu 15 punktów w skali 1-10. Poza tym zrobiono go wyłącznie z warzyw i owoców (nikt nie wierzy, dopóki nie przeczyta składu). Metalowe opakowanie (można? można!) jest piękne, wygodne i nadaje się do dalszego wykorzystania w przeróżnych celach (recykling to ostateczność). Kolor Creme jest uniwersalny, mam wrażenie, że dopasowuje się do karnacji. Korektora już kupować nie trzeba, bo podkładu można używać nawet pod oczami – 2w1. Cena jaka jest, każdy widzi, ale jeśli ktoś ma akurat takie możliwości (albo ma imieniny, albo już zaoszczędził dzięki zero waste), to przynajmniej ma wybór. A nasze wybory niewątpliwie zauważy rynek. Może nawet zaczną się pojawiać podobne polskie kosmetyki (jadalne i bez cienia plastiku):
- Korektor Zao też jest świetny (również jako podkład), choć bym go nie zjadła. Kolor 491 dopasowuje się do koloru mojej skóry i gładko rozsmarowuje. Bambusowe etui jest wielorazowe (!) – można dokupić nowy sztyft. Opakowanie to mały woreczek, który można wykorzystać do innych celów. Przeszkadza mi jedynie intesywny ciasteczkowy zapach, ale to kwestia gustu. Niestety wydajnością nie grzeszy:
- Korektor Couler Caramel ma same zalety: znakomity skład, wydajność i skuteczność, dostępność w stacjonarnych drogeriach Kontigo oraz piękne opakowanie z kartonu (!). Odcień nr 12 okazał się dla mnie idealny. Moim zdaniem równie dobry, jak 100%Pure.
Mam nadzieję, że następnym etapem będzie przerobienie podkładu w pudrze na kremowy korektor DIY i dalsze uniezależnienie się od kupnych kosmetyków.
Powoli spełnia się moje odwieczne marzenie: im mniej kosmetyków używam, tym ładniej wyglądam. Naprawdę się sobie podobam! Pewnie jest to zasługa niebywania w perfumeriach i nieczytania magazynów, czyli niewystawiania się na wykorzystujący nasze lęki marketing. Niestety wystarczy, że się przez chwilę ,,wystawię” i okazuje się, że to wszystko działa na mnie ze zmasowaną siłą. Natychmiast pojawiają się myśli, że jestem niezadbana, niepachnąca i brzydka, a w ogóle to natychmiast powinnam sobie kupić krem na opadające ze starości uszy (najlepiej osobny do lewego i prawego ucha) oraz obowiązkowo zrobić waginoplastykę (czy do magazynów dla mężczyzn też dołączane są wielostronicowe dodatki z podobnymi skandalicznymi ,,poradami”!?). W związku z tym domagam się, żeby czym prędzej powstały sklepy z kosmetykami zero waste – tam z zasady najmniej ważne są opakowania… Bo ja lubię moje ,,opakowanie”!
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.